Pamiętam kultową scenę z Wszyscy Jesteśmy Chrystusami, kiedy Adaś Miauczyński zostaje uratowany przed nadjeżdżającym tramwajem przez "Anioła Straża". Ten film nie ma jednak z tym stylem nic wspólnego. Na Rauszu opowiada o 4 kolegach, którzy zaczynają pić wódkę w pracy. W konsekwencji dotyka ich pasmo nieprzyjemnych wydarzeń. Tylko tyle? Tak, oto cała historia.
Nie da się ukryć, że nie wnosi on nic nowego. Nie jest interesujący w żadnym momencie. Do bólu przewidywalny. Bohaterowie, oprócz własnego pomysłu na przeprowadzenie eksperymentu "co by było, jakbyśmy codziennie chodzili nawaleni" oraz typowych problemów dla ludzi ze swojego otoczenia, nie mają żadnych ekstra powodów do codziennego spożywania alkoholu. Jeżeli jest w tym filmie jakieś "drugie dno" to tylko w umyśle widza.
Banalny. Przewidywalny. Szkoda czasu.
Widzę, że na tyle samo oceniłeś Władcę Pierścieni Dwie Wieże xD Też GUPI film, jakieś stwory, elfy, się tłuką, co tu się dzieje?
Chciałem Ci pocisnąć, ale uważam, że to po prostu... To kwestia doświadczeń życiowych i spojrzenia na świat z innej perspektywy. Możliwe, że kiedyś lepiej zrozumiesz, za 5 czy 10 lat. Czasem po czasie warto wracać do filmów ;)
nie wiem, co to za zarzut. dla mnie też ten film jest średni, jeden z gorszych jakie widziałem o pijaństwie. Polecam Stracony weekend, Pętle, Wszyscy jesteśmy Chrystusami też może być. Nie wiem o co ci chodzi o doświadczenie. Sam jestem alkoholikiem niepijącym po trzech terapiach. Wiele widziałem, byłem na melinach, konflikt z policją, rodziną, nie było ciekawie. I z tym "doświadczeniem" alkoholika i obejrzeniem właściwie wszystkich filmów, które coś znaczą, uznaję ten film za nieprzekonujący. Dlaczego tylko czterech gości wzięło w nim eksperyment, a nie piętnastu, wtedy przynajmniej byłoby śmieszniej. Cała szkoła z pijanymi nauczycielami, przynajmniej bym się pośmiał.
Choć sam lubię surrealizm.
Pisałem m.in. o spojrzeniu na świat z innej perspektywy. Tzn. że Ci panowie nie pili, bo musieli tylko pili, bo chcieli. Taki "test" na samym sobie. Odbicie się od codzienności. Balansowanie na krawędzi. Zrobienie czegoś inaczej niż inni.
Uważam, że porównywanie do innych filmów, które ewidentnie nawiązują do alkoholizmu jest niepoprawne. Na Rauszu opowiada o zrobieniu czegoś inaczej a nie problemie alkoholowym. Równie dobrze mogłaby im posłużyć każda inna używka, która w tym filmie jest jedynie pretekstem.
Osoba, która założyła ten wątek film porównała od razu do "Wszyscy Jesteśmy Chrystusami" tak jakby "Na Rauszu" miał być jego lepszą wersją. Gdzie są to przecież dwa różne filmy.
I zdaję sobie sprawę, że Polacy jak widzą wódkę myślą "do dna". Pojęcie mikro dawek wydaje się być u nas abstrakcyjne. A Twój alkoholizm, przedmówco, nie ma tu nic do rzeczy.
sam wspominałeś, że to kwestia doświadczenia życiowego, żeby zrozumieć ten film, więc się głośno zastanawiałem, o jakie doświadczenie chodzi, jeśli nie o pijaństwo, to może praca na wysokości, rozwód rodziców? jakie doświadczenie życiowe sprawiło, że lepiej rozumiesz filmy niż inni... a może ma 90 lat i byłeś na wojnie?
"jakie doświadczenie życiowe sprawiło, że lepiej rozumiesz filmy niż inni..."
np. doświadczenie związane z mikrodawkami ;)
Zgadza się , tylko niestety niewielu ludzi tak potrafi przez większość swojego żywota . Lecz wyjątki są , poświadczam . Lemmy Kilmister walił alko i amfę do 70- ki , a zmarł z powodu raka prostaty i arytmii serca .
idz pan w... daleko ogladac cycki i eksplozje i morderstwa bo to takie zaskakujace i nowatorskie
Ten film to takie puste kalorie. Ledwie wyszłam z kina, miałam ochotę obejrzeć jakiś inny film, bo czegoś brak, i nie tylko ja tak miałam. Końcowy taniec, choć robił wrażenie, nie przyniósł żadnego rozwiązania, ukoronowania. Choć trochę mi było żal tych facetów z ich problemami, jakichś głębszych emocji to nie budziło. Bo też stare chłopy odkrywające, czm jest alkohol... no dajcie spokój.