Tym razem to europejskie kino zapożycza motyw z hollywoodzkiego. To tak dla odmiany. Fabuła ostrzejsza niż ta z The Words, trochę zbyt przesadzona i przez to nierealna, ale to wciąż dobry film.
Ja mam odczucie, że to remake/plagiat tego filmu. http://www.filmweb.pl/film/Moje+s%C5%82owa%2C+moje+k%C5%82amstwa%2C+moja+mi%C5%8 2o%C5%9B%C4%87-2009-500692
O kurde, niemiecka komedia, tego akurat nie widziałem, ale w powiązanych wyskakuje The Words, więc najpewniej masz rację, bo to było 3 lata wcześniej niż The Words.
Tylko że w the words był ciekawy bohater którego postępowanie mogliśmy zrozumieć i któremu mogliśmy jakoś współczuć. Bohater Un homme to taka mameja że aż ręce opadają. Co więcej nie miał żadnych skrupułów plagiatując. W the Words trochę inaczej było to wyjaśnione.
Jasne, że tak. The Words to dużo lepszy film i dużo lepszy główny bohater, z którym widz może się utożsamić. Tutaj jest typowy antybohater - gnida i śmieć - robi 100% normy w tej kwestii. Jego postępowanie jest w pełni naganne, a i wygląd (bardzo dobrze dobrany aktor) robi swoje - gość jest tak antypatyczny, że ja przynajmniej przez cały film życzyłem mu jak najgorzej.
Ja też. I w sumie nawet taki zły los go nie spotkał. Stracił kobietę którą kochał ale pozostał na wolności i jeszcze pewnie zostanie docenione że się przyznał w tej drugiej książce. Paradoksalnie, wykpił się kolejnym kłamstwem czyli zabójstwem tego starego, który tak na nawiasie nie zasługiwał na śmierć.
Mo więc właśnie, gość się tak na prawdę wykpił, to poniekąd taki happy end z perspektywy kogoś, kto mu mimo wszystko dobrze życzył.
Hmmmm. Naprawdę uważacie, że się wykpił? Ja to widzę zupełnie inaczej. Przecież stracił dokładnie wszystko na czym mu tak naprawdę zależało: ukochaną kobietę, dziecko, do którego nie może się przyznać, styl życia do jakiego aspirował, karierę pisarza, dorobek literacki, bo przecież jeśli nie chce iść do więzienia, to nie może się ujawnić i przyznać do autorstwa. Happy end - dla kogoś kto zaznał sławy, pieniędzy i życia w luksusie noszenie paczek na czarno to chyba szczyt upadku.
Ujmę to inaczej: wykpił się z prawnego punktu widzenia. Dostał od losu kolejną (nienależną mu) szansę na układanie sobie życia od nowa, zamiast garować. Wszystko, co miał wcześniej, zdobył w sposób nieuczciwy. Nie zasługiwał na to. To było jak wygrany los loterii, no i łatwo przyszło, łatwo poszło, a gra toczy się dla niego dalej, chociaż nie powinna.
Tyle, że on raczej nie przyznał się w drugiej książce, bo gdyby tak było to z pewnością jego żona i jej rodzina nie czytałaby dla wszystkich zebranych jego książki (zabił chrześniaka ojca, okradł ich, a na koniec zabił szantażystę).